poniedziałek, 16 stycznia 2017

"Jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie"



Tak brzmi jedno z Praw Murphy'ego. Więc jeśli uważasz, że mój pomysł jest głupi, to po prostu opuść tą stronę. A tych, którzy są zainteresowani tematem łączenia szynszyli wykazujących agresywne zachowanie zapraszam do lektury :)

 Może zacznę od początku. Zosia zwana również Zofią (standard)  jest moim pierwszym adopciakiem. Jest z nami od maja 2016 roku i ma niecałe półtora roku. Jest strasznym miziakiem i pozwala się brać na ręce. Nigdy nikogo nie ugryzła.





Tosia zwana również Antoniną (mozaika) dołączyła do nas na początku września 2016 roku i również jest adoptowana. Tosia jest nieufna i płochliwa, nie lubi miziania i potrafi dziabnąć porządnie. Na ręce też nie daje się wziąć. W "pakiecie" z Basią zwaną Barbarą (standard), która przyszła na świat 4 listopada. Bardzo energiczna szynszyla z adhd. Lubi udawać piłeczkę do ping-ponga i chętnie sama wskakuje na ręce. Przy swoim refleksie jest dość niezdarna, jak jej mama. Często z braku rozrywki psoci się Tosi gryząc ją w ucho lub ciągając za nogę. Ona to potrafi wejść matce na głowę, dosłownie ;)




Basia w dniu narodzin
waga - 71 gramów


 Z racji tego, że miałam podejrzenia co do ciąży Tosi (które okazało się słuszne), nie łączyłam dziewczyn po przybyciu Tosi. Zosia zamieszkiwała swoją wolierę, a Tosia klatkę, która była postawiona na górze więc znały swoje zapachy doskonale. Jednak ich znajomość nie zaczęła się dobrze.. Pewnej nocy Tosia wymknęła się z klatki i odgryzła Zosi palec... Już wtedy wiedziałam, że łączenie nie będzie łatwe.. Niżej drastyczne zdjęcia odgryzionego palca więc wrażliwi zamykają oczy. Na szczęście obyło się bez zbędnych powikłań i wszystko ładnie się zagoiło. 







 Pierwsze łączenie odbyło się dnia 28 listopada, czyli gdy Basia miała niecały miesiąc. I tu jest mój błąd przed którym was przestrzegam - gdyby Tosia nie przeżyła łączenie zostałabym z małą i dokarmianiem ze strzykawki co parę godzin.. Dlatego w takiej sytuacji radzę - poczekajcie. Sposobem jaki wybrałam na pierwsze łączenie był wybieg. Ograniczona przestrzeń, duża miska z piaskiem i dwie szynszyle. 











Taki sposób łączenia może trwać w nieskończoność - szynszyle nie mają ze sobą stałego kontaktu. Łatwiej też o rany - szynszyla ma wystarczająco miejsca by się rozpędzić i zadać ranę szarpaną. W przypadku rany Tosi doszło do pęknięcia skóry na szyi i rozejścia się skóry. To miejsce u szynszyli jest słabo ukrwione, a co za tym idzie rana wcale nie krwawiła. Toteż nie jestem pewne czy powstała na wybiegu czy już później gdy wsadziłam je do transportera. Tosia była sparaliżowana strachem i jedyne na co miała siłę to odpierać ataki Zosi. Dla przestrogi niżej umieszczam zdjęcia skutków nie udanego łączenia i dlatego też tego sposobu nie polecam. 






Oprócz tej rany Tosia miała również rozcięcia i ugryzienia na uszach









Z początku mogło się wydawać, że Zosia jest "górą" i że to ona będzie rządzić. To ona była głównym agresorem i atakującym. Tosia była wycofana i sama nie podchodziła. Po zagojeniu się rany przyszedł czas na następne łączenie. Tym razem za radę Kasi poczekałam aż Basia będzie miała już dwa miesiące. Kasia byłą koordynatorką mojego drugiego (właściwego) łączenia. Gdyby nie ona wątpię czy udałoby mi się połączyć dziewczyny. Ma dużą wiedzę praktyczną, której mi brakowało. Wracając do tematu łączenia. Wybrałyśmy metodą łączenia w transporterze wypchanego kocami by na maksimum ograniczyć przestrzeń. Najlepszą porą na łączenie jest rano, do południa. Są wtedy ospałe i mniej aktywne. Przed umieszczeniem ich w transporterze przez 15-20 minut ocierałam je o siebie w celu wymieszania zapachów. Niżej umieszczam filmik instruktażowy autorstwa i pomysłu Kasi.










Szynszyle łączone w transporterze powinny cały czas się dotykać i mieć stały kontakt. Jakoś w końcu muszą się poznać, a siedząc w dwóch kątach korytarza czy łazienki to raczej mało skuteczne. 11.01.2017 nadszedł czas na kolejne łączenie. Tym razem zaczęłam od transportera i nie wypuszczałam ich na korytarz. Efekt nadal nie był zadowalający.. Tosia wystraszona stała w rogu, nie jadła żadnych smakołyków ani nie ruszała się z miejsca. Zosia swobodnie częstowała się smakołykami i zaciekawiona podchodziła i zaczepiała Tosię.








Jak widać mocz i zęby cały czas były w ruchu. Nie mogę znaleźć jeszcze jednego filmiku na którym widać jak powinno się rozproszyć uwagę podczas takich akcji. A mianowicie podnieść transporter i nim bujać. Wtedy szynszyle się dezorientują i ataki na chwilę ustają. Moje łączenie tego dnia trwało od 10.30 do 17.00. Były momenty lepsze gdy dziewczyny spały i się ignorowały i gorsze - gdy Zosia próbowała ugryźć Tosię i wywiązywała się walka. Zrezygnowana po całodziennym łączeniu byłam na skraju odpuszczenia sobie łączenia. Myślałam - mam dwie klatki, widocznie dziewczyny nigdy się nie polubią i tak ma być. Zdając Kasi całą relacje i wylewając swoje żale oraz rezygnację pojawiło się w głowie hasło "kaganiec" a potem myśl. Może to wcale nie jest taki zły pomysł? W końcu psy noszą kagańce to dlaczego by szynszyla nie mogła go mieć skoro jest agresywna? Od myśli do pomysłu, od pomysłu do słowa, od słowa do próby. Pół żarte pół serio. Szczerze mówiąc na początku nie sądziłam, że to może się udać. Ale spróbowałam, nie miałam już nic do stracenia. A chęć patrzenia na całą trojkę śpiącą razem popchnęła mnie do nitki, igły i starej koszulki. Pierwotna wersja składała się z trzech elementów. prostokątnego kawałka zszytego u dołu tworzącego stożek z dziurą na końcu + dwa sznurki (też z materiału z koszulki). Pierwsza próba - nieudana. Zosia od razu ściągnęła "kaganiec". Dodałam więc jeszcze jeden element - sznurek z pętelką na końcu idący między oczami i trzymający kaganiec w taki sposób, że Zosia nie mogła go już ściągnąć. Uprzedzając wszystkich troszczących się o moje szynszyle - ŻADNEJ NIE STAŁA SIĘ KRZYWDA i nie cierpiała. W przeciwieństwie do wcześniejszych skutków łączenia, których obraz macie wyżej.. Z racji tego, że kaganiec jest wiązany, można regulować siłę zacisku. Ja wiązałam tak by kaganiec ograniczył możliwość otworzenia szeroko pyszczka i ataku zębami. Jednak by nie ograniczał jedzenia i picia. Dodatkowo zakładając kaganiec agresorowi w znaczny sposób go dezorientujemy - szynszyla zajmuje się próbami ściągnięcia kagańca, a nie atakowaniem drugiej szynszyli. Gdyby to nie było konieczne to bym nie zastosowała metody z kagańcem. Niżej możecie zobaczyć jak wygląda szynszylo-mrówkojad lub (co mi się bardzo kojarzy) szynszyla Lecter. Również umieszczam filmik na który pokazuje jak zakładam kaganiec mojej Zosi. I tutaj uwaga: w moim przypadku to Zosia przejawiała agresję, ale jeśli u was oby dwie szynszyle są agresywne to możecie wykorzystać ten sposób na obu.











Zaznaczę, że nie jestem szwaczką ani krawcową. Mój kaganiec nie jest ładny, równy i estetyczny. Zależało mi na tym by spełnił swoje zadanie, a nie wyglądał ładnie.




W trakcie nagrywania filmików do posta Zosia nie miała ochoty na smaczki. Widzicie jednak dokładnie, że ma możliwość jedzenia:)






Po małych testach nadszedł czas na sprawdzenie kagańca w praktyce. Dzień później - 12.01.2017. Łączenie rozpoczęłam o godzinie 12. Jeszcze bardziej ograniczyłam przestrzeń w transporterze. Przed umieszczeniem dziewczyn w środku ocierałam je o siebie. Następnie założyłam Zosi kaganiec i dołączyłam do Tosi. Na początku były spięcia ale kaganiec zapobiegał niepotrzebnym obrażeniom 




Spokojnie -Tosia tylko ziewa. Na tym zdjęciu widać postawę jaką przybierała w momencie gdy Zosia się do niej zbliżała - Pyszczek uniesiony wysoko do góry a łapki wyciągnięte przed siebie.








Na tym zdjęciu widać jak Zosia wcina smaczka - w kagańcu










Gdy sytuacja się uspokoiła i dziewczyny się wąchały i już ataki z piskami ustały o godzinie 16.00 przeniosłam je do klatki.






W klatce po jakimś czasie postanowiłam zdjąć Zosi kaganiec. Nie wykazywała już żadnej agresji. Jedynie próby dominacji. I tutaj niespodzianka - ostatecznie to Tosia zdominowała Zosie. Na początku nic na to nie wskazywało a tu zobacz :) 








O godzinie 19.00 wypuściłam je na krótki półgodzinny wybieg. Zosia biegała za Tosią i ją iskała. Na zmianę kąpały się w piasku i hasały po ścianach.








I tak zapanował spokój. Wiadomo - każdy się nieraz kłóci. Dziewczyny nadal nieraz na siebie sikną ale to naturalne. Ale zaraz, przecież jest jeszcze Basia. Otóż zanim Basia dołączyła do Zosi i Tosi minął weekend. Dziewczyny były razem od czwartku i Basia dołączyła do nich dopiero dziś - poniedziałek (16.01.2017). W ramach bezpieczeństwa Zosię odziałam w kaganiec i włożyłam Basię do klatki. Szynszyle się obwąchały, malutka pierwsza próbowała zdominować Bachę i zaczęła ją iskać. 













Po zobaczeniu całej trójki śpiącej, wtulonej w siebie nadszedł czas na zdjęcie kagańca. 













Wszystko dobrze się skończyło i jak widać mamy Happy End :))




RODZINA W KOMPLECIE





Zdjęcia sprzed chwili z wspólnej kolacji - zero kłótni





Na sam koniec chciałam bardzo podziękować Kasi Trzeciak za wszystkie rozmowy, rady, nauki i cały ten czas mi poświęcony. Bez Ciebie ten post by nie powstał i nie patrzyłabym na moje trzy aniołki wtulone w siebie. Dzięki rozmową z Tobą urodził się pomysł kagańca i finalnie doszedł do skutku. 



DZIĘKUJĘ KASIU!





12 komentarzy:

  1. super :D a masz jakiś rysunek kształtu tego kagańca? chodzi mi o to co trzeba wyciąć i gdzie zszyć ? rozumiem ze to ma być stożek ale jakieś wymiary ile cm mniej więcej? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite. Długo nie mogłam zamknąć buzi ze zdziwienia. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł super, lecz za bardzo potrząsałaś klatką, szynszyle obijały się o ściany i traciły równowagę. Miałaś bujać w powietrzu, a nie szarpać. W dodatku klatka dla 3 jest za mała, chyba że to tylko na czas łączenia. :) A tak to gratuluję że Ci się udało. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie wiem co robie:) szynszyle mieszkają w wolierze i mają się dobrze;)

      Usuń
  4. Witam moglabym prosic zdjecie lub filmik na ktorym widac jak jest wiazany ten kaganiec bo zrobilam mojemu agresorowi taki kaganiec lecz go sciaga a tez nie chce mu krzywdy zrobic czy za mocno go zwiazac. Z gory dziekuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zamontowałaś w kagańcu tą tasiemkę co idzie między oczami? Szynszyle mają gęste futerko, ja zawsze odgarniałam futerko i patrzyłam jak mocno mogę zacisnąć by kaganiec się trzymał i szyszka go nie ściągnęła, ale też żeby nie zrobić jej krzywdy. To trzeba zrobić z wyczuciem. Na filmiku średnio będzie to widać..

      Usuń
  5. Dzięki wielkie!
    Twój sposób zadziałał i u naszych szylek! Dzięki Tobie zniknęły nasze zmartwienia, że już nigdy się nie uda...

    OdpowiedzUsuń
  6. u mnie nie zadziałało :( pogryzly się mimo kagańców :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Radzę się poważnie zastanowić zanim przetestujecie tę metodę, bo to czy kaganiec zadziała zależy tak naprawdę od szynszyla. Jak ten chce ugryźć to i tak ugryzie a zakładając coś takiego wbrew woli naszego pupila ryzykujecie tylko pogorszenie relacji między Wami, traci on zaufanie i kojarzy Was z robioną krzywdą. Tak właśnie stało się między mną a moją szyszką. Już pomijam fakt, że się nie udało dzięki metodzie kagańca połączyć dwóch samiczek. Szyszki i tak się pogryzły a ja teraz mam jedną, która się boi i przez to gryzie do krwi. W ogóle to według mnie samiczka z kagańcem była bardziej agresywna niż bez.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy dziewczyny nadal żyją w zgodzie?

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć. Mam pytanie. Gdzie mogę zamówić taki kaganiec dla szynszyli?

    OdpowiedzUsuń
  10. Post super👍Dodał mi nadziei, że moje dziewczynki mogą być jeszcze polączone.

    OdpowiedzUsuń